"Jak długo trenujesz?" , "ile jesz kalorii?" , "to co, kiedy startujesz w zawodach?" , "jak nie ćwiczysz sylwetkowo to jaki masz cel?
To pytania z jakimi spotykam się bardzo często i o ile jest mi niezmiernie miło, że komuś podoba się moja figura, o tyle trochę nie do końca podoba mi się kierunek w jaką idzie zainteresowanie sportem.
By the way, jestem w trakcie własnych przygotowań do konkursu Fitlook więc pewnie zdziwisz się dlaczego taki temat postu akurat teraz. W konkursie startuję z czystej ciekawości, jest to swego rodzaju eksperyment i próba czegoś nowego. Dodatkowo jest to dla mnie świetna okazja do nauki, zdobycia pewnych doświadczeń oraz porównań. I stąd właśnie ten post :-)
Obserwując fit-boom, który ma miejsce od jakiegoś czasu, na pewno zauważysz, że sporą część tego trendu stanowi kierunek ćwiczenia pod kątem modelowania sylwetki. Sport, a głównie trening siłowy, został przez wiele osób ograniczony do narzędzia potrzebnego do kształtowania sylwetki. Tematyka zawodów sylwetkowych, diet, makro, odżywek białkowych i spalania tłuszczu wyskakuje na nas na każdym zakręcie.
Oczywiście jestem jak najbardziej "za" ćwiczeniem w celu poprawy/utrzymania sylwetki, ale szkoda jeżeli jest to jedyny motyw jaki pcha nas w stronę aktywności fizycznej.
Ale co z różnymi dyscyplinami? Co z poprawą kondycji? Treningiem dla ogólnego zwiększenia sprawności? I dla siebie, rekreacyjnie? Bieganie, piesze wędrówki w górach, sporty zimowe, pływanie, albo nawet siłownia, ale traktowana jako narzędzie to poprawy siły i wytrzymałości....- jest tak wiele opcji, z których można wybierać. Sport daje mnóstwo radości i warto pozostać otwartym na różne dyscypliny i formy aktywności ruchowej, rozwijać się, pracować nad siłą i ogólną sprawnością.
Dla przykładu opiszę krótko jak to wygląda w Norwegii. I nie mam tu na myśli dużych miast, jak np. Oslo, ale pewną średnią na przykładzie mniejszych miejscowości. We wiosce, w której pomieszkuję ćwiczą praktycznie wszyscy. Narty biegowe zimą, wędrówki po górach, rower czy bieganie w lecie. Ludzie nie mają problemów z układem ruchu, rzadko chorują, nie doskwiera im temat cukrzycy czy chorób serca, żyją długo, osoby w starszym wieku są w rewelacyjnej kondycji. Praktycznie nikt tam nie liczy kalorii, nie stosuje odżywek białkowych, nie "katuje" bicka, a mimo to ludzie są wysportowani i cieszą się świetną formą.
No właśnie, a co z dietą?. Na pewno spotkałaś się już ze stwierdzeniem="30% trening, 70% dieta"...tak, jeżeli budujemy sylwetkę. Osobiście znam mnóstwo bardzo wysportowanych osób (w tym także profesjonalistów i byłych "zawodowych" sportowców") i czy którykolwiek z nich liczy makro? Nie. Owszem dbają o dietę, ale pod kątem tego, aby mieć wystarczającą ilość "paliwa", potrzebną do trenowania i osiągania lepszych rezultatów. Dlatego też nie do końca jestem zwolenniczką zamykania się pomiędzy siłownią, a tworzeniem idealnie zmierzonych pudełek w kuchni. Osobiście uwielbiam jeść i o ile staram się jeść zdrowo, unikam fast foodów, to lubię w piątkowy czy sobotni wieczór zjeść talerz makaronu we włoskiej knajpie, w tygodniu skoczyć na dobry lunch na miasto, albo ugotować coś w domu nie odliczając każdego składnika na wadze. Chwilowo jestem na liczonej diecie i produkuję codziennie swoje idealnie skalkulowane posiłki ale wiem już dziś, że jest to coś "na raz" i absolutnie nie chcę w ten sposób funkcjonować na dłuższą metę. I znowu: chcesz startować w zawodach, to Twoja droga. Ale postaw sobie pytanie: jaki jest Twój cel? Czy chcesz skupić się na treningu sylwetkowym? Czy chcesz próbować wielu rzeczy rozwijając sprawność i siłę swojego ciała? Czy musisz 100% swojej uwagi kierować tylko w jedną stronę?
Pamiętaj: wszystko to kwestia własnego, indywidualnego wyboru. Najważniejsze jest jednak to, aby słuchać siebie, spoglądać na cały temat z szerszej perspektywy wybiegającej do przodu na kilka miesięcy, albo nawet lat i zadawać sobie pytanie: czego tak na prawdę jest moim celem i co chcę osiągnąć.
Trzymam za Ciebie kciuki i serdecznie pozdrawiam!
To pytania z jakimi spotykam się bardzo często i o ile jest mi niezmiernie miło, że komuś podoba się moja figura, o tyle trochę nie do końca podoba mi się kierunek w jaką idzie zainteresowanie sportem.
By the way, jestem w trakcie własnych przygotowań do konkursu Fitlook więc pewnie zdziwisz się dlaczego taki temat postu akurat teraz. W konkursie startuję z czystej ciekawości, jest to swego rodzaju eksperyment i próba czegoś nowego. Dodatkowo jest to dla mnie świetna okazja do nauki, zdobycia pewnych doświadczeń oraz porównań. I stąd właśnie ten post :-)
Obserwując fit-boom, który ma miejsce od jakiegoś czasu, na pewno zauważysz, że sporą część tego trendu stanowi kierunek ćwiczenia pod kątem modelowania sylwetki. Sport, a głównie trening siłowy, został przez wiele osób ograniczony do narzędzia potrzebnego do kształtowania sylwetki. Tematyka zawodów sylwetkowych, diet, makro, odżywek białkowych i spalania tłuszczu wyskakuje na nas na każdym zakręcie.
Oczywiście jestem jak najbardziej "za" ćwiczeniem w celu poprawy/utrzymania sylwetki, ale szkoda jeżeli jest to jedyny motyw jaki pcha nas w stronę aktywności fizycznej.
Czy na prawdę całe nasze codzienne życie powinno zostać podporządkowane temu co i jak będziemy ćwiczyć oraz jeść by uzyskać konkretną figurę?
Naturalnie, jeżeli ktoś planuje starty w zawodach sylwetkowych to taka jest ku temu droga, ale przecież nie każdy trenujący na siłowni i jedzący wg ściśle wyliczonych proporcji zamierza zostać zawodnikiem. Osobiście bardzo szanuję i podziwiam wszystkich zawodników sportów sylwetkowych oraz osoby przygotowujące się do występów, z całego serca im kibicuję, bo zdaję sobie sprawę jak trudna i wymagająca jest ścieżka, którą obrały. Respect!
Dla przykładu opiszę krótko jak to wygląda w Norwegii. I nie mam tu na myśli dużych miast, jak np. Oslo, ale pewną średnią na przykładzie mniejszych miejscowości. We wiosce, w której pomieszkuję ćwiczą praktycznie wszyscy. Narty biegowe zimą, wędrówki po górach, rower czy bieganie w lecie. Ludzie nie mają problemów z układem ruchu, rzadko chorują, nie doskwiera im temat cukrzycy czy chorób serca, żyją długo, osoby w starszym wieku są w rewelacyjnej kondycji. Praktycznie nikt tam nie liczy kalorii, nie stosuje odżywek białkowych, nie "katuje" bicka, a mimo to ludzie są wysportowani i cieszą się świetną formą.
No właśnie, a co z dietą?. Na pewno spotkałaś się już ze stwierdzeniem="30% trening, 70% dieta"...tak, jeżeli budujemy sylwetkę. Osobiście znam mnóstwo bardzo wysportowanych osób (w tym także profesjonalistów i byłych "zawodowych" sportowców") i czy którykolwiek z nich liczy makro? Nie. Owszem dbają o dietę, ale pod kątem tego, aby mieć wystarczającą ilość "paliwa", potrzebną do trenowania i osiągania lepszych rezultatów. Dlatego też nie do końca jestem zwolenniczką zamykania się pomiędzy siłownią, a tworzeniem idealnie zmierzonych pudełek w kuchni. Osobiście uwielbiam jeść i o ile staram się jeść zdrowo, unikam fast foodów, to lubię w piątkowy czy sobotni wieczór zjeść talerz makaronu we włoskiej knajpie, w tygodniu skoczyć na dobry lunch na miasto, albo ugotować coś w domu nie odliczając każdego składnika na wadze. Chwilowo jestem na liczonej diecie i produkuję codziennie swoje idealnie skalkulowane posiłki ale wiem już dziś, że jest to coś "na raz" i absolutnie nie chcę w ten sposób funkcjonować na dłuższą metę. I znowu: chcesz startować w zawodach, to Twoja droga. Ale postaw sobie pytanie: jaki jest Twój cel? Czy chcesz skupić się na treningu sylwetkowym? Czy chcesz próbować wielu rzeczy rozwijając sprawność i siłę swojego ciała? Czy musisz 100% swojej uwagi kierować tylko w jedną stronę?
Pamiętaj: wszystko to kwestia własnego, indywidualnego wyboru. Najważniejsze jest jednak to, aby słuchać siebie, spoglądać na cały temat z szerszej perspektywy wybiegającej do przodu na kilka miesięcy, albo nawet lat i zadawać sobie pytanie: czego tak na prawdę jest moim celem i co chcę osiągnąć.
Trzymam za Ciebie kciuki i serdecznie pozdrawiam!
Karolina
Prześlij komentarz