Temat startu w zawodach sylwetkowych pojawiał się i znikał od dłuższego czasu. Wielokrotnie byłam pytana o plany startowe i nie będę ukrywać, że sama zaczęłam się nad tym zastanawiać. Wcześniej ewentualne plany i przygotowania kolidowały dość mocno z moimi wyjazdami do Norwegii, ale zeszłą jesień i całą obecną zimę spędzam w Polsce, dlatego też perspektywa zawodów stała się bardziej wyraźna. Postanowiłam nawet spróbować swoich sił i wzięłam udział w konkursie
Fitlook, do którego przygotowywałam się w podobny sposób, w jaki robi się przed zawodami fitness.
Jako uczestniczka konkursu spotkałam wiele dziewczyn, które miały już za sobą starty w zawodach oraz wiele, które konkurs traktowało jako rozgrzewkę przed
Debiutami PZKFiTS. Sama byłam też pytana i namawiana do wystąpuenia w tym wydarzeniu. Wzięłam nawet udział warsztatach Bikini Fitness z elementami pozowania. Czułam, że jestem o krok od podjęcia decyzji "na tak" , wzięłam głęboki oddech i postanowiłam, że ....tego nie zrobię :-)
Od razu podkreślam, że to co napisałam poniżej tylko moje własne, osobiste przemyślenia i dotyczą mojej osoby. Nie krytykuję nikogo, kto startuje w zawodach sylwetkowych i dodam, iż jestem pełna podziwu dla wyrzeczeń i reżimu, którego przestrzegają w celu spełnienia swoich planów i marzeń.
Jakie są moje argumenty "na nie"?
- Startowanie w zawodach sylwetkowych wymusza pewnego rodzaju sezonowość. Są okresy budowania masy mięśniowej i okresy redukcji, sezon startowy i czas większego luzu. Mnie chyba zdecydowanie odpowiada większa dowolność, ale jednocześnie równowaga. Ćwiczę i jem podobnie przez cały rok.
- Kocham wysiłek i pokonywanie własnych słabości- chcę podnosić więcej, biegać szybciej, czuć się odporniejszą i bardziej wytrzymałą. Nie chcę ograniczać się do trenowaniu dla sylwetki. Pamiętam jaka zmęczona czułam się na krótkiej redukcji przed Fitlookiem i jak źle mi z tym było. Kolejne kilo na sztandze, dodatkowe podciągnięcie czy lepszy czas w biegach dają mi o większą satysfakcję niż bardziej lub mniej widoczna kratka na brzuchu. Nie negują ćwiczeń dla sylwetki, ale nie to jest moją motywacją do aktywności fizycznej.
|
Sylwetka jako efekt uboczny treningów dla poprawy sprawności, siły i kondycji- tak! Trening tylko pod kątem sylwetki- nie! |
- Dieta i te nieszczęsne pudełka. Lubię jeść i lubię jeść zdrowo. Cenię też sobie swobodę. Mierzenie, ważenie , liczenie czasem bywa zabawne, ale kiedy nie można sobie pozwolić na odstępstwa- zabawa się kończy. Pamiętam jak na redu mąż kilkakrotnie zapraszał mnie na romantyczną kolację, a ja z powodu konieczności liczenia składników zmuszona byłam odmawiać.
|
Zdrowe jedzenie tak, liczenie makroskładników-nie |
- Nauczyłam się, że sport i rekreacja to nie to samo i sport niekoniecznie musi być zdrowy. Mam jednak wrażenie, że negatywne działanie na zdrowie celem osiągnięcia odpowiedniej formy scenicznej to nie kierunek, w którym chciałabym podążać. Mam niedoczynność tarczycy, Hashimoto, ale w miarę jestem w stanie trzymać swoje hormony w ryzach. Czy jest sens ryzykować? Z mojego punktu widzenia- nie ma.
- Temat stosowania przez zawodniczki niedozwolonych środków. Nie będę go rozwijać ani komentować.
- Miałam w planie potraktować zawody jak przygodę, spróbować choć raz jak to jest. Ale scena ponoć wciąga----> patrz 2 wcześniejsze punkty.
- Nie jestem i nie zamierzam być trenerem, nie planuję profesjonalnego związania ze sportem. Mam wymagającą, dość mocno stresującą pracę, kompletnie nie związaną ze sportem. Wkomponowanie w mój harmonogram przygotowań do zawodów nie jest niemożliwe, a pytanie co z moim życiem? Co z wolnym czasem? Co z moją rodziną? Domem? Marzenia są warte poświęceń, ale trzeba ustalić priorytety.
|
Intensywny dzień w górach zamiast "robienia" nóg czy barków? Jasne |
- "W sportach sylwetkowych dziewczyna może poczuć się księżniczka". Ale przecież jak księżniczka można się poczuć w innych sytuacjach i wykorzystywać najdrobniejsze okazje do założenia ładnej sukienki, makijażu itp. Warto dbać o siebie i czuć się kobieco na co dzień, a nie tylko dla wyjścia na scenę.
- Ocena sędziów zawsze jest subiektywna- mięśnie mięśniami, proporcje proporcjami, ale każdej osobie może spodobać się inna zawodniczka. Czy na prawdę chcę być oceniania w ten sposób? Cały wysiłek, trud, pot i łzy wystawione do oceny "podoba mi się/nie podoba mi się"...Oczywiście można startować tylko i wyłącznie dla siebie, ale czy na prawdę człowiek jest się w stanie tak odciąć i zdystansować do oceny sędziów?
- W zawodach narciarskich, w których brałam udział liczy się czas, w którym przebiegnę daną ilość kilometrów. Jeżeli będę dobrze trenować przez cały rok to poskutkuje to dobrym rezultatem, którego nikt nie zakwestionuje.
|
Bieg Wazów, Tjejvasan 2015, 30 km stylem klasycznym |
- Występ w zawodach sylwetkowych to spory wydatek i pieniądze te wolę przeznaczyć na inne rzeczy.
- Sport jest czymś tylko dla mnie; jest moim hobby, pasją, metodą na odstresowanie, spędzenie wolnego czasu, utrzymanie dobrej kondycji. I tyle :-) Owszem startowałam (i mam nadzieję na starty w przyszłym sezonie) w zawodach narciarskich, ale traktuję je jako osobisty wyznacznik swojej formy, a przy okazji świetną zabawę, okazję do poznania nowych ludzi i dodatkowy punkt do motywacji treningowej.
- Niestety podczas przygotować do konkursu Fitlook zauważyłam działanie podobnych mechanizmów psychicznych, jakie funkcjonują u osób z zaburzeniami odżywiania. W przeszłości chorowałam na anoreksję więc wiem dobrze z czym to się je. Sprawdzanie formy, obserwowanie codziennie jak ciało się zmienia, panika, gdy coś idzie wolniej niż powinno. Przypomniały mi się czasy gdy byłam chora i obsesyjnie skupiałam się na wyglądzie i spadku wagi. Nie ma w tym absolutnie niczego przyjemnego i nie chcę tego więcej przechodzić.
Bardzo ciekawy, szczery wpis, dający dużo do myślenia.
OdpowiedzUsuń